Niegdyś wydawało się to absolutnie niemożliwe, teraz powoli staje się to czymś zupełnie oczywistym – samochody elektryczne coraz częściej goszczą na naszych drogach. Nikogo nie…
Niegdyś wydawało się to absolutnie niemożliwe, teraz powoli staje się to czymś zupełnie oczywistym – samochody elektryczne coraz częściej goszczą na naszych drogach. Nikogo nie dziwią już stacje ładujące auta na prąd rozsiane w różnych częściach miasta. Zmienia się rzeczywistość wokół nas, zmieniają się realia, myślimy więcej o ochronie środowiska. Jednak, jeśli pomyślicie „zabytkowe samochody”, to czy do głowy przychodzi Wam również hasło „samochody elektryczne”? Muszę się Wam przyznać, że nigdy nie łączyłam tych dwóch pojęć. Stare samochody jednoznacznie kojarzyły mi się z giełdami, aukcjami, czy też zlotami fanów oldskulowej motoryzacji. Ale taki na przykład stary mercedes na prąd? No nie! I trwałam w tym przekonaniu, dopóki nie przyszło mi obejrzeć programu „Klasyczne – elektryczne” …
Mechanik do zadań specjalnych
O co chodzi? „Klasyczne – elektryczne” to program, w którym widzowie mogą śledzić, jak zespół projektantów, konstruktorów i mechaników samochodowych zajmuje się przerabianiem klasycznych samochodów na współczesne pojazdy elektryczne Tak, dobrze przeczytaliście. Warsztat samochodowy z klasykami, które sprytny mechanik będący za pan brat z innowacyjnymi technologiami przerobi na superekologiczne auto. Taka renowacja samochodów to nie tylko wielkie wyzwanie, ale też przykład, jak w dość niekonwencjonalny sposób można wspierać zmniejszenie emisji spalin. Każdy odcinek programu to inne auto do przerobienia, którym zajmuje się ekipa pod przewodnictwem Richarda Morgana lub bardziej swojsko, Moggy’ego. W ich ręce wpadnie nie tylko Fiat 500, ale też Land Rover Defender, a nawet Porsche 914.
James Bond by pozazdrościł
Każdy z nas widział pewnie przynajmniej jeden film z agentem jej Królewskiej Mości. James Bond, bo oczywiście o nim mowa, był zaopatrywany przez swojego niezawodnego Q często w niezwykłe samochody. Nakręcone w 1963 roku „Pozdrowienia z Rosji” pokazały widzom, że Bentley, którym jeździł Bond wyposażony był w telefon. Aston Martin V8 prezentowany w „W obliczu śmierci” miał lasery montowane w kołach, napęd rakietowy i system autodestrukcji. Kolejne auta Bonda zawierały m.in. spadochron, system rażenia prądem, a nawet tytanowy pancerz. Jednak czy Q wpadł na to, by James przesiadł się na samochody elektryczne? Niestety nie. Bo gdyby oglądał „Klasyczne-elektryczne” na Polsat Viasat Explore, James Bond rozbijałby się w swoich autach nie tylko efektownie, ale też dbając o środowisko.
Autorka tekstu: Odeta Moro